Zapisz się na kurs!

„Łatwiej rozwiązywać po kilka zadań codziennie, niż cały zbiór w ostatniej chwili”.

Jeden z moich nauczycieli porównał kiedyś swój zawód do pracy stolarza, który konstruuje stół. Matura jest jak mierzenie stołu. Mówił swoim uczniom, żeby pamiętali, że nie buduje się stołu, aby go zmierzyć, ale żeby istniał i spełniał swoje funkcje.

Mimo tego, że zdobywanie wiedzy zawsze było dla mnie priorytetem, nie da się ukryć, jak duże znaczenie ma dla licealisty wysoka ocena z matury. Egzamin dojrzałości z jednej strony stanowi pomost do dalszej nauki, zupełnie innej niż ta znana ze szkoły. Z drugiej strony kojarzył mi się także z przeszkodą, ostatnim krokiem, jaki trzeba przejść, aby dostać się na wymarzone studia. Do tego świadomość, że spełnienie tego marzenia wiąże się z ogromną ilością pracy i wysiłku, potęguje stres. Egzamin maturalny oznacza także koniec szkoły, symbolizuje osiągnięcie dorosłości. Maturzysta posiada już ogromny zapas wiedzy ogólnej, którą gwarantuje mu edukacja szkolna, zaczyna studiować na kierunku, który wybrał. Teraz będzie kształcił się w konkretnej dziedzinie, z którą będzie związany przez całe swoje życie zawodowe. Niezaprzeczalnie matura jest momentem przełomowym, który decyduje o przyszłości tego, kto ją zdaje. Kluczowe jest zatem, aby przygotować się do niej jak najlepiej, aby zły wynik nie uniemożliwił nam osiągnięcia wyższego celu, jakim jest zdobycie wymarzonej przez nas pracy.

Trzecia klasa liceum zleciała bardzo szybko. Wszyscy w klasie bardzo dobrze już się znali, nawiązały się ostateczne przyjaźnie. Mimo tego, że okres klasowych „osiemnastek” już się skończył, chętnie spędzaliśmy czas w swym towarzystwie, organizując „domówki” lub wyjścia do klubu. Nie zabrakło też kłótni związanych z przygotowywaniem Studniówki. Dylematy takie jak: „o której będzie próba poloneza?”, „kto z kim tańczy?”, „jaki ma być motyw przewodni?” nie były nam obce. Bardzo miło wspominam ostatni rok liceum. Poza tym, że działo się milion ciekawych rzeczy, nawet w chwilach wytchnienia od nauki, ciągle w podświadomości tkwiło słowo MATURA. Nie dało się o tym zapomnieć. Przypominali rodzice, nauczyciele, sami sobie przypominaliśmy. Na początku września każdy dokładnie stworzył sobie „plan działania”, którego przestrzeganie miało go doprowadzić do oczekiwanego sukcesu. Najpierw zabraliśmy się do pracy z zapałem: uczęszczaliśmy na dodatkowe zajęcia (w moim przypadku był to Kurs Sikory, na który chodziłam z wieloma kolegami i koleżankami z klasy), kupiliśmy sobie stosy zbiorów zadań. Wyliczyliśmy normę dzienną i konsekwentnie jej przestrzegaliśmy. Zapał ten potrwał około miesiąca. Po upływie czterech tygodni byliśmy wycieńczeni. Szybko okazało się, że nie można ciągle się uczyć, trzeba znaleźć czas na odpoczynek. Metod było wiele. Ja w każdą sobotę po zajęciach na Kursie chodziłam na basen, a w ciągu tygodnia, przynajmniej raz na kilka dni spędzałam wolny od nauki wieczór oglądając film lub czytając ciekawą książkę. Dobre gospodarowanie czasem, w którym pomógł mi także Kurs spowodowało, że nie martwiłam się, że nie zdążę skończyć materiału na czas lub o czymś zapomnę. Grunt to systematyczność, bo przecież łatwiej jest rozwiązać codziennie kilka zadań, niż cały rozdział na raz. Ważne jest, aby się nie przeuczyć. Matura jest bardzo stresująca i najważniejsze jest, aby móc ten stres przeżywać z innymi: z kolegami z klasy, z nauczycielami, z najbliższą rodziną. Oni są źródłem siły i motywacji. A tego jest potrzeba najbardziej. Pamiętam tony kartek zapisanych zadaniami, które rozwiązałam, stosy zeszytów z notatkami, książki, które przeczytałam, aby do matury podejść z jak największą wiedzą, z jak najlepszymi umiejętnościami. Niezaprzeczalnie był to czas ciężkiej harówki, w której długo nie było widać żadnych efektów. W wyniku zmęczenia malała, niestety, chłonność umysłu, wyniki rachunków nie zgadzały się z odpowiedziami, delta wychodziła ujemna, frustracja rosła. Wtedy jedynym ratunkiem był odpoczynek, choćby kilkuminutowa przerwa na herbatę i rozmowę z mamą, a gdy za chwilę ponownie rozwiązywało się to zadanie, szło jak z płatka.

Ważne jest też, aby znaleźć sposób nauki, który najlepiej nam odpowiada. Niektórzy uczą się z własnych notatek, inni wolą czytać tekst w podręczniku, jeszcze inni czytają go głośno, gdyż tak najlepiej zapamiętują. Pamiętam, jak moja starsza siostra, przygotowując się do swojej matury z historii, wszędzie w domu porozwieszała kartki z datami bitew i koronacji królów. Bardzo mnie to wtedy bawiło. Po kilku latach sama wykorzystałam tę metodę. Nad łóżkiem wisiał ogromny Cykl Krebsa, a tuż obok niego porównanie różnych stawonogów. Warto poszukać najefektywniejszej metody, która sprawi, że nauka będzie mniej bolesna.

Aby przekroczyć ten magiczny próg dzielący mnie od studiów, o których zawsze marzyłam, poświęciłam cały rok. Spędziłam go przy biurku, z zapaloną lampką i w okularach na nosie. Ale potrafiłam też znaleźć czas na odpoczynek, z którego nie można zrezygnować. Cały rok poświęcony tym kilku majowym dniom, które zdarzyły się tak szybko, jakby w kilka godzin. Stres sprawił, że nie pamiętam prawie nic. Tylko te kilka chwil, jak wchodzę na salę, wszyscy ubrani są na galowo, bladzi ze strachu. Wydaje mi się to teraz niedorzeczne. Tak naprawdę nie ma się czego bać. Ciężka i rzetelna praca, ale także rozsądne planowanie (przewidujące czas na przerwę w pracy) gwarantuje zdanie matury z jak najwyższym wynikiem.