Zapisz się na kurs!

Matura jest już dla mnie wspomnieniem, gdyż na horyzoncie pojawiają się wejściówki, kolokwia, ale jeszcze rok temu o tej samej porze była punktem, poza który nie śmiałam wybiegać myślami. We wrześniu rozpoczynałam nowy rok szkolny z nadzieją, ale chyba z jeszcze większymi obawami. Nauczyciele niby wspierali, ale głównie straszyli widmem matury. Zależało mi na znalezieniu sposobu do systematycznych powtórek i zaznajomienia się z tą potworną, jak się na początku wydawało, maturą.

Od samego początku byłam zdecydowana, że zależy mi bardziej na kursie niż na indywidualnych korepetycjach. Nie potrzebowałam bowiem wkładania materiału do głowy, ale porządkowania wiedzy i poznania struktur egzaminu. Pamiętam, że początkowo trudno było zamienić sobotnie odsypianie całego tygodnia na poranne wstawanie i trzygodzinny wykład z ćwiczeniami o zawrotnym tempie, ale jednak dosyć szybko się przyzwyczaiłam i nie wyobrażałam sobie innego sposobu prowadzenia zajęć.  Pierwszym szokiem okazała się próbna matura i chociaż przekroczyłam 30 procentowy próg zaliczający maturę nie byłam zachwycona swoim wynikiem. Zmotywowało mnie to do dalszej wytężonej pracy. Można mnie było zobaczyć wtedy na korytarzach z materiałami teoretycznymi w ręce i kolorowymi zakreślaczami - starałam się wykorzystać każdą możliwą chwilę, bo pracy było naprawdę dużo, ponieważ zdecydowałam się zdawać rozszerzony WOS,  a w szkole zaczęliśmy naukę dopiero w drugiej klasie po jednej godzinie tygodniowo. Jednak nasz wykładowca zawsze był przygotowany do wyjaśniania wszystkich pytań, doskonale dzielił czas tak, że zdążaliśmy omówić bieżący materiał, przerobić ćwiczenia i posłuchać o historii współczesnej i związanych z nią anegdot. Nasza grupa była niezwykle zmobilizowana i nawet dobrowolnie skracaliśmy przerwy, a po zakończeniu zajęć żałowaliśmy, że zaraz po nas salę przejmuje grupa matematyczna.

Oprócz zajęć na Kursie w domu również trzeba było poświęcić czas na przeczytanie materiałów, zrobienie testów, uzupełnienie ćwiczeń. Jakby tego było mało stałam się zapaloną czytelniczką gazet i widownią przy wieczornych wiadomościach. Z każdą kolejną pisaną maturą czułam się coraz pewniej, jakby zadania były coraz prostsze.

Pisząc już majową maturę, po otworzeniu arkusza uśmiechnęłam się do siebie, widząc pytanie, nad którego odpowiedzią  uczulani byliśmy od samego początku i odtworzyłam, słysząc w myśli głos wykładowcy powtarzający do znudzenia, tak, że moglibyśmy recytować w środku nocy,  kiedy Sejm i Senat RP obradujący wspólnie uznane są za Zgromadzenie Narodowe.

Sama matura, dzięki wielokrotnym ćwiczeniom i wypełnieniu wielu arkuszy próbnych, nie była dla mnie tak stresująca, jak mi się wydawało na początku. Siadając w auli czułam się naprawdę nieźle przygotowana, a temat wypracowania wydał się prosty przy tym, co ćwiczyliśmy na Kursie. Rzeczywiście mogłam się uśmiechnąć patrząc na zestresowanych kolegów.

Ostatnia klasa liceum i matura była wielkim wyzwaniem, wymagała wielu wyrzeczeń i systematycznej pracy, ale dostanie się na wymarzony kierunek  studiów  to rekompensuje.