Zapisz się na kurs!

Jest wrzesień 2008 roku. Ludzie na ulicach  są uśmiechnięci, świeci słońce, a ja mimo tego, że przepełniona jestem jeszcze wakacyjną energią i entuzjazmem, zaczynam się martwić o to, czy aby na pewno dam radę spełnić swoje marzenie – zdać perfekcyjnie maturę i dostać się na wymarzony kierunek lekarski na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym. Jedno jest pewne – trzeba dać z siebie wszystko i to właśnie mam zamiar zrobić.

W szkole już na rozpoczęciu roku  poinformowano nas, że matura to nie przelewki – niektórzy uznali to za przesadę (w końcu „wszyscy” zdają), ale ja już wcześniej postanowiłam zaufać tym, którzy wiedzą o tym egzaminie więcej niż ja. Już w drugiej klasie liceum zapisałam się na Kurs Sikory, więc swoje przygotowania zaczęłam niejako wcześniej niż reszta moich znajomych – z pewnością dało mi to swego rodzaju pewność siebie i nadzieję, że będzie dobrze.  Jednak już od września zaczęłam solidne przygotowania. Pierwszym etapem był zakup różnorodnych pomocy naukowych – nauczona doświadczeniem wiedziałam, iż nie można całej swojej wiedzy oprzeć na jednym podręczniku, więc nabyłam ich kilka do każdego przedmiotu, który zamierzałam zdawać. Z pewnością dawało mi to swego rodzaju złudny komfort psychiczny – dużo książek = duża wiedza (tak zwykle myślimy). W głębi duszy byłam jednak świadoma, że zakupy to dopiero początek – jednak czym jest żołnierz bez karabinu? :)

Z początkiem września zaplanowałam system powtórek – na kursie uczęszczałam na chemię na poziomie drugim i na fizykę na poziomie pierwszym. Te przedmioty postanowiłam powtarzać zgodnie z kolejnością omawianego materiału na kursach, a na biologię poświęcałam z reguły kilka godzin każdej niedzieli (rzecz jasna oprócz tego co robiliśmy w szkole na fakultetach i lekcjach) –starałam się co weekend powtórzyć jakiś większy dział. Oprócz regularnego i rzetelnego przygotowywania się do każdych zajęć kursowych (materiały teoretyczne były główną bazą mojej wiedzy) po każdym wykładzie sama powtórnie rozwiązywałam wszystkie zadania zrobione na zajęciach, a także starannie rozwiązywałam prace domowe z zajęć i sprawdzałam poprawność ich wykonania z kluczami zamieszczonymi przez organizatorów w Internecie. W szkole również miałam dostęp do licznych fakultetów, na których rozwiązywaliśmy różnorodne zadania typu maturalnego i omawialiśmy wątpliwości, które pojawiały się w trakcie naszej samodzielnej pracy w domu.

W ten sposób czas upływał mi naprawdę szybko i nim zdążyłam się zorientować nadszedł czas Świąt Bożego Narodzenia. Nie da się ukryć, że cudownie było odpocząć bez wyrzutów sumienia (w końcu święta to czas dla rodziny). W drugim dniu Świąt wyjechałam z grupą przyjaciół do Zakopanego na narty i Sylwestra. Wspaniale było zregenerować siły, zrelaksować się. Do szkoły po przerwie wróciłam  z naładowanymi akumulatorami.

Razem z nadejściem nowego roku 2009 dotarło do mnie, że do matury zostało naprawdę mało czasu. Znacznie zwiększyłam intensywność powtórek i w ten sposób przed feriami opanowałam praktycznie cały materiał teoretyczny potrzebny mi do matury z biologii, chemii i fizyki.  Ferie w przeciwieństwie do większości moich rówieśników spędziłam w domu (byłam w  nim sama, co pomagało mi w skupieniu). Wydrukowałam sobie z Internetu wszystkie arkusze maturalne z poprzednich lat z ważnych dla mnie (wspomnianych wcześniej) trzech przedmiotów i codziennie od 9 do 18 je rozwiązywałam, a następnie sprawdzałam poprawność swoich odpowiedzi z udostępnionymi przez Centralną Komisję Egzaminacyjną oficjalnymi  kluczami. Na początku było ciężko – pytania wydawały się mało jasne, zadania trudne i czasu było za mało (starałam się rozwiązywać arkusze w czasie przewidzianym przez CKE), ale z każdym kolejnym dniem widziałam poprawę, aż w końcu pod koniec ferii szło mi naprawdę nieźle. Oczywiście, codziennie wieczorem starałam się zrobić coś przyjemnego – wyjść z przyjaciółmi, obejrzeć film, czy po prostu pójść na łyżwy, gdyż wiedziałam, że samopoczucie psychiczne jest bardzo ważne. 

Tymczasem nieubłagalnie zaczął się drugi semestr roku szkolnego. Moje liceum zapewniło maturzystom  dodatkowe kółka maturalne, na które starałam się zawsze chodzić – zdecydowanie łatwiej się zmobilizować, gdy pracuje się pod okiem nauczyciela, który zna się na rzeczy. Na Kursie Sikory pojawiało się coraz więcej matur próbnych, a ja zauważyłam, że moje wyniki z nich były coraz lepsze. Po pierwsze – materiał  miałam w zasadzie powtórzony, a po drugie – byłam wytrenowana w rozwiązywaniu zadań. Kiedy zabrakło już takich arkuszy maturalnych, których nie rozwiązałam, postanowiłam zaopatrzyć się w książki różnych wydawnictw z arkuszami autorskimi, co też okazało się dobrym posunięciem, gdyż jak wiadomo praktyka czyni mistrzem. Tym sposobem czas mijał naprawdę szybko, a ja miałam poczucie, że dobrze go wykorzystuję, więc kiedy nadszedł koniec roku szkolnego i zostały już tylko 2 tygodnie do matury, nie wpadłam w panikę. Postanowiłam, że przeznaczę ten czas na ostatnie szlify mojej wiedzy, ale nie zamęczałam się – byłam świadoma, że matura oceni trzy lata mojej pracy, a jeśli czegoś nie opanowałam to już tego nie zrobię.

Sama matura nie była taka straszna jak ją malują. Myślę, że w opanowaniu stresu pomogło mi obycie z zadaniami – jak już wspomniałam praktyka czyni mistrzem, a zadania w końcu stają się podobne, bo zakres materiału  jest ściśle ograniczony. Poza tym na Kursie Sikory rozwiązałam wiele matur, które oceniali egzaminatorzy i wiedziałam na co należy zwracać uwagę podczas udzielania odpowiedzi. Z perspektywy czasu uważam, że największy wpływ na to, iż dałam radę napisać wszystkie prawdziwe matury na maksimum swoich możliwości było to, że nie paraliżował mnie strach – wiedziałam, że dałam z siebie wszystko.

Teraz jestem z siebie dumna. Wiem, że to czego nauczono mnie na Kursie Sikory (miałam naprawdę wspaniałych Wykładowców, których zawsze mogłam o wszystko zapytać i którzy mieli nieograniczoną cierpliwość i pulę dobrej woli) i to, co zrobiłam sama pozwoliło mi dostać się na kierunek lekarski na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym (dostałam się na medycynę we wszystkich miejscach, w których próbowałam – w Białymstoku, Warszawie, Katowicach i Lublinie). Wiem też, że moje wyniki odzwierciedliły rzetelnie moją pracę – 98% z chemii rozszerzonej, 87% z biologii rozszerzonej i 84% z fizyki podstawowej zupełnie mnie satysfakcjonuje. I takiego samego poczucia  zadowolenia z siebie życzę każdemu maturzyście, a patrząc na siebie i swoich znajomych wiem, że każdy kto porządnie przygotuje się do matury napisze ją świetnie, bo matura nie jest taka straszna jak się maturzystom często wydaje.