Zapisz się na kurs!

Moją przygodę z maturą zaczęłam już na początku liceum. Od zawsze wiedziałam, co chcę robić w przyszłości i jakie przedmioty zdawać – angielski i matematyka na poziomie rozszerzonym + podstawowy, obowiązkowy pakiet. Jak większość osób na zajęcia dodatkowe z angielskiego chodziłam już od samej podstawówki i omawiałam tematy, zagadnienia tzw. do przodu niż robiliśmy to w klasie. Ponadto znacznie pomogły mi w tym liczne wyjazdy i wymiany zagraniczne. Udało mi się być 3 razy w samym Londynie i 3 razy w stanie New Jersey, USA, gdzie nawiązałam znajomości z tamtejszymi nastolatkami.

W wakacje przed klasą maturalną doszłam do wniosku, iż powinnam zdać jeszcze jakiś przedmiot, w razie gdyby moje plany coś lub ktoś pokrzyżował  – z samą matematyką i angielskim nie ma dużo możliwości. Zdecydowałam się na WOS, jednak to nadal angielski i matematyka były moimi priorytetami. W wakacje także byłam już bardzo mocno zmotywowana i zdeterminowana do pracy w 3 klasie. Zapisałam się na Kurs Sikory, zwiększyłam liczbę godzin zajęć pozalekcyjnych z angielskiego, zaopatrzyłam się w komplet książek niezbędnych do przygotowań z niekończącą się liczbą zadań. Niestety, nauczyciel matematyki, który był jak dotąd najlepszym, jakiego spotkałam, uczył nas w 1 i 2 klasie, zrezygnował z nauczania szkolnego i zaczął pracę w CKE. Byłam, jak i cała klasa, w szoku, ale od razu wiedziałam, że nie pozwolę, żeby taka sytuacja zmieniła moje podejście. Szkolnych godzin matematyki mieliśmy po 10 godzin tygodniowo (obowiązkowe + fakultety), nie zapominając o trzygodzinnym Kursie Sikory w soboty oraz mnóstwie pracy własnej (a to tylko matematyka!) Moi znajomi i rodzina mówili, że dla mnie tydzień roboczy trwa 7 dni, zupełnie mi to nie przeszkadzało. Oczywiście, musiałam wiele poświęcić i włożyć mnóstwo pracy własnej i wysiłku  – w momencie, gdy wszyscy znajomi spotykali się w piątek, a w sobotę rano smacznie spali, ja w piątki biegłam prosto ze szkoły na pociąg (mieszkam 80 km od Warszawy) o 16.30 zaczynałam zajęcia z matematyki, byłam zachwycona nimi, jak i samą Panią Wykładowcą, by skończyć je o 19.30, szukałam wcześniej noclegu u znajomych, w sobotę wstawałam tak, jakbym szła do szkoły i o 9 znowu witałam bramy szkoły Hoffmanowej. Jak zawsze było mnóstwo wzlotów i upadków, wyniki z matur próbnych załamywały, w głowie była tylko jedna myśl : MATURA ZA ... MIESIĄCE, nie miałam już tyle czasu, by pomagać w domu jak wcześniej, każdą wolną chwile spędzałam na wertowaniu kartek materiałów z Sikory i zadań szkolnych, rozwiązywałam zadania z matematyki w pociągach, czekając w kolejce u lekarza, na nudnych lekcjach, haha, słuchałam angielskich wiadomości, starając się wyłapywać każde słówko, czytałam gazety opinii publicznej, pytałam, pytałam, dociekałam, przeglądałam także notatki z j. polskiego, czytałam streszczenia książek, uczęszczałam na fakultety z także tego przedmiotu.

I nadszedł maj. W momencie, gdy wszyscy gorączkowali się, na ostatnią chwilę przygotowywali prezentację ustną z j. polskiego, ja spokojnie po raz kolejny zaglądałam do rzeczy, notatek z najtrudniejszych dla mnie zagadnień z poszczególnych przedmiotów. Wiedziałam, że moja praca nie pójdzie na marne, wiedziałam, że dużo umiem i wiem, także dzięki podświadomej zdrowej rywalizacji z kolegami z klasy o to, kto zrobi więcej zadań itd. Przed każdą maturą szłam do kościoła pomodlić się, z lekkim stresem, ale zdrowo myśląc i tłumacząc sobie, że dam radę, szłam na matury z podniesioną wysoko głową. Nie, nie było łatwo. Musiałam wyrzec się wielu rzeczy, pozwolić, niestety, żeby osłabły kontakty z wieloma ludźmi (teraz wszystko już wróciło do normy!) Jednak uważam, że, jeśli ktoś od początku ciężko pracuje, jest świadomy tego, czym jest matura, uczy się pilnie przez WSZYSTKIE lata nauki, a w 3 klasie liceum daje z siebie wszystko  – sukces gwarantowany.